Solidarność, Wolontariat

Z Grecji do serca Podkarpacia – podróż do innego kraju, ale też w głąb siebie

Kiedy wyjeżdżasz na wolontariat za granicę, wszyscy pytają: dokąd jedziesz? co będziesz tam robić? Mało kto pyta: kim będziesz, kiedy wrócisz?

Bo ESC to nie tylko podróż do nowego kraju. To podróż, która zaczyna się w twoim wnętrzu – i tam zostaje na długo.

Kiedy trafiłem do Rzeszowa, nie znałem nikogo. Nie znałem języka. Nie znałem miasta. Za to dobrze znałem siebie – a przynajmniej tak mi się wydawało. Cichy, raczej nieśmiały, ostrożny w kontaktach z ludźmi. Nie szukałem przygody. Szukałem sensu.

I znalazłem go nie od razu – tylko z czasem, między warsztatem a kolacją, między rozmową a ciszą, między jedną odwagą a drugą.

Zacząłem mówić głośniej. Zacząłem słuchać uważniej. Zacząłem działać pewniej. I nagle to, co kiedyś mnie przerażało – publiczne wystąpienia, prowadzenie zajęć, mówienie jestem gotowy – stało się częścią mojej codzienności.

To właśnie w Polsce, gdzieś w pierwszych dniach stycznia, między lekcją a rozmową przy herbacie, zrozumiałem, że dom to nie tylko miejsce. To też stan umysłu. To ludzie, z którymi śmiejesz się do późna. To języki, które mieszają się przy wspólnym stole. To współpraca, która zaczyna się od „hej” i kończy wspólnym projektem.

Ale najbardziej to rok w ESC dał mi coś, czego nie widać na zdjęciach z wycieczek ani w sprawozdaniach z zajęć.

Dał mi spokój. Taki, który przychodzi, gdy patrzysz w lustro i mówisz sobie: „umiem, potrafię, mam prawo być tutaj – taki, jaki jestem.”

Nie wyjechałem, żeby uciec. Wyjechałem, żeby się odnaleźć. I wracam – do siebie – z czymś znacznie cenniejszym niż plan na przyszłość.

Wracam z poczuciem, że ten rok miał sens. Że warto było. Że to dopiero początek.

Antonis

Leave A Comment

Your Comment
All comments are held for moderation.