Lekcja o kulturze – i o tym, co naprawdę zostaje w pamięci
Nie wiem, czy istnieje jakiś „idealny” sposób, żeby opowiedzieć o swoim kraju. Ale wiem jedno – kiedy opowiadasz o nim z serca, ludzie to czują.
Właśnie to przyszło mi do głowy po wizycie w III Liceum Ogólnokształcącym w Rzeszowie. Razem z Sihem – moją koleżanką z Francji – odwiedziłyśmy tamtejszych uczniów, żeby trochę opowiedzieć o sobie, o swoich kulturach, o tym, skąd pochodzimy. Ja – z Armenii, ona – z Francji. Dwa światy, różne historie, różne smaki, kolory i wspomnienia.
Nie każdy musi mówić dużo
Podczas tych spotkań prowadzimy krótkie lekcje – ja miałam trzy o Armenii, Sihem dwie o Francji. Młodzież była różna: część słuchała uważnie, część wolała się nie wychylać. I to też było okej. Czasem wystarczy jedno pytanie, jeden błysk ciekawości w oczach, żeby poczuć, że coś się poruszyło.
Najważniejsze? Spotkanie
Nie chodzi tylko o to, by pokazać kilka slajdów i powiedzieć: „u nas jest tak i tak”. Najpiękniejsze momenty dzieją się wtedy, kiedy ktoś po lekcji podejdzie i zapyta: „a jak wygląda szkoła w Armenii?” albo „czy masz zdjęcie z dzieciństwa?”. Niby drobnostki, ale one właśnie pokazują, że coś zostało, coś zaciekawiło, może nawet poruszyło.


Zauważyłam coś jeszcze
Takie wizyty trochę zmieniają rytm dnia – i dla nas, i dla uczniów. Przerywają rutynę. Sprawiają, że ktoś na chwilę wychodzi poza podręcznik, poza plan lekcji. A to często wystarczy, żeby spojrzeć na świat (i na siebie) inaczej.
Nie tylko Armenia i Francja
To, że często mówi się o Niemczech, Francji czy Hiszpanii – to jedno. Ale kiedy opowiadam o Armenii, widzę coś wyjątkowego: zainteresowanie tym, co mniej znane, trochę tajemnicze. I to daje ogromną satysfakcję – móc pokazać, że świat jest większy, bardziej różnorodny, piękny właśnie przez to, jak różnie ludzie żyją, myślą, czują.
A na koniec? Wdzięczność
Zawsze wspominam życzliwość nauczycieli i ciepłe przyjęcie ze strony szkoły. Nawet jeśli zaczynałyśmy o ósmej rano – z pomocą kawy, uśmiechu i ciasta wszystko szło lepiej. I choć bycie „gościem w klasie” to wyzwanie, to przede wszystkim ogromna przyjemność.
Mam nadzieję, że jeszcze nie raz odwiedzę szkołę z taką misją – nie tylko po to, żeby „uczyć”, ale żeby się spotkać. Bo te spotkania zostają w głowie na długo.
Mariam